czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział Czwarty.

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, to ważne!


Alison's POV.

Sprzątałam swój pokój słuchając przy tym głośnej, rockowej muzyki. Rodzaj, który lubię najbardziej. Odkurzyłam dokładnie każdy zakamarek pomieszczenia, umyłam okna i podłogi oraz starłam kurze z szafek.  Wycierałam właśnie półkę naprzeciw łóżka, kiedy dostrzegłam gruby, fioletowy zeszyt. Otworzyłam go. Był to mój pamiętnik. Zaczęłam przeglądać strony i czytać niektóre z wpisów. Większość dotyczyła mojego kontaktu z ojcem i samotności, która doskwierała mi przez całe życie. W momencie, kiedy miałam odłożyć zeszyt na miejsce, ze środka wypadło zdjęcie. Przyjrzałam się jemu bliżej. Przedstawiało ono młodą, dwudziestokilkuletnią kobietę z kruczoczarnymi włosami i grzywką opadającą na całe czoło. Miała duże, zielone oczy podkreślone eyelinerem i maskarą, mały, lekko szpiczasty nos i szerokie usta. Zdjęcie było zrobione w odcieniach szarości, czerni i bieli. Tą kobietą była moja mama. Miała na imię Abigale, tak samo, jak brzmiało moje drugie. Umarła kiedy miałam pięć lat. Mój tata nigdy nie powiedział mi, co się stało, że ona nie żyje. Za każdym razem, gdy pytałam, dlaczego mama zmarła, on zmieniał temat. Po wielu latach przestałam pytać, bo wiem, że i tak nie otrzymam odpowiedzi. Pamiętam, kiedy jako dziecko siadałam jej na kolanach i bawiłam się jej włosami. Zawsze tworzyłam jej na głowie totalny bałagan i masę kołtunów. Mimo to, mama nigdy nie krzyczała na mnie z tego powodu. Zawsze udzielała mi rad, jak się ubierać, dzięki czemu już jako czteroletnia dziewczynka wyglądałam modnie i uroczo. Kiedy tata załatwiaj swoje sprawy, my wyjeżdżałyśmy do babci, by odpocząć i zrelaksować się. To mama nauczyła mnie pływać, to ona nauczyła mnie wielu pięknych piosenek. Wychowywała mnie, pełniąc rolę matki i ojca zarazem, bo Andrew, mimo zapewnień, że jesteśmy dla niego najważniejsze, nigdy nie miał dla nas czasu. Moja mama nauczyła mnie wielu rzeczy, kiedy jeszcze większości nie rozumiałam. Starała się pokazać mi realny świat jednocześnie chroniąc przed jakimkolwiek złem. Jako jedyna zwracała się do mnie drugim imieniem. Nikt inny nie robił tego, oprócz mnie. Może właśnie dlatego "Abigale" ma dla mnie szczególne znaczenie i nie lubię, kiedy ktoś inny prócz mojej mamy mówi do mnie w ten sposób. Jednak, kiedy ktoś wypowie to imię, moje serce pęka i jestem skłonna zgodzić się na wszystko. A to dlatego, że kocham moją mamę i cholernie za nią tęsknię. Powodem dla którego zgodziłam się wypełnić zadanie ojca, jest to, że trafił w mój najczulszy punkt. Tęsknotę za mamą. Pomimo, że minęło już wiele lat od jej śmierci, ja nadal czuję ogromny ból. Mówią, że czas leczy rany. To nie prawda. Ludzie wciskają sobie nawzajem takie bzdury nie potrafiąc wymyślić innego konkretnego sposobu na pocieszenie. W rzeczywistości im więcej czasu upływa, tym ból i tęsknota narasta. Osoby obserwujące mnie z boku mogą stwierdzić, że nie obchodzi mnie już to, że moja mama nie żyje. Że wzięłam się w garść i pogodziłam z jej stratą. To kolejne kłamstwo. Oszukuję wszystkich, zakładając codziennie maskę silnej i niezależnej kobiety. Niezaprzeczalnie taki mam charakter, ale poznając mnie bliżej można dostrzec kruchą i niewinną dziewczynę, która pogubiła się w świecie kłamstw, kryminalności i bólu. Bólu, który odczuwam, odkąd moja mama odeszła. Słysząc dzwonek mojego telefonu, sygnalizujący nową wiadomość wyrwałam się z zamyślenia. Włożyłam zdjęcie z powrotem do pamiętnika, który odłożyłam na miejsce. Sięgnęłam po komórkę. Jedna nowa nieprzeczytana wiadomość od mojego chłopaka.

od Ethan ♥ do Alison
Co słychać mała? Tęsknisz za mną? Bo ja cholernie mocno.

Uśmiechnęłam się na widok wiadomości i pośpiesznie wystukałam odpowiedź.

od Alison do Ethan ♥
U mnie wszystko w porządku. Jeszcze chwila, a zanudzę się na śmierć. A co u Ciebie kochanie? Też za Tobą tęsknię, już nie mogę się doczekać Waszego powrotu.

Odłożyłam telefon na miejsce i udałam się na dół, zabierając przy okazji worek ze śmieciami z mojego pokoju. Założyłam granatową bluzę Ethan'a, złapałam za klamkę od drzwi wyjściowych i udałam się na zewnątrz. Zamierzałam wyrzucić śmieci, co normalnemu człowiekowi zajęłoby zaledwie dwie minuty, zwłaszcza, że śmietnik był przy bramie naszej posesji. Niestety ja, Alison Collins zwana jako niezdara nie poradziłam sobie nawet z tak prostą czynnością. Najpierw przykrywa od kosza nie chciała się podnieść, a kiedy już mi się to udało, worek ze śmieciami rozerwał się, a cała jego zawartość wysypała się na ziemię. Zajebiście - pomyślałam. Pośpiesznie zabrałam się za zbieranie sterty śmieci i wrzucanie ich do kosza, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.

- Kogo my tu mamy. - usłyszałam lekko ochrypły głos, na co momentalnie podniosłam głowę, cudem unikając uderzenia nią o śmietnik. - Pomóc Ci? - Po drugiej stronie płotu, naprzeciw mnie stał nie kto inny, jak Justin Bieber. Dobrze się bawisz, tam na górze? - pomyślałam patrząc w niebo z irytacją wymalowaną na twarzy. Bądź dla niego miła, Alison. Musisz przyciągnąć tego chłopaka do siebie, a nie odepchnąć. - po raz kolejny odezwał się głos w mojej głowie. Wtedy zorientowałam się, że nadal nie odpowiedziałam na pytanie Justina. Spojrzałam na niego. Miał uniesione brwi i z zaciekawieniem przyglądał się moim poczynaniom.
- Um, nie dziękuję. Poradzę sobie. - powiedziałam niezdarnie wstając i otrzepując ręce.
- Czyżby na pewno? - dopytywał chłopak. - Wyglądasz, jakbyś miała z tym problem.
Oh, zamknij się i zabieraj ten swój brudny tyłek z mojego podwórka. - pomyślałam. Miałam ochotę rzucić jakiś błyskotliwy komentarz, ale musiałam pamiętać o byciu miłą.
- Napewno. Widzisz? - pokazałam ręką na sprzątnięty już bałagan. - Dałam radę.
- Nie wiedziałem, że mieszkasz tak blisko mnie.
- Może dlatego, że wraz z - zamyśliłam się, szukając określenia na mafię mojego ojca. - z rodziną wprowadziliśmy się tutaj niedawno.
- Czyli zgaduję, że nie znasz jeszcze dobrze okolicy? - Justin uśmiechnął się znacząco.
- Zdążyłam się już zorientować, co gdzie jest, ale dziękuję za propozycję.
- I weź tu spróbuj wyciągnąć dziewczynę na spacer, jak ta ciągle znajduje jakieś głupie wymówki. - mruknął, myśląc, że pewnie nie słyszę. Zaśmiałam się, a Bieber spojrzał na mnie zdezorientowany. Po chwili chyba uświadomił sobie swój błąd, bo zawstydzony podrapał się po karku szukając wymówki.
- Wiesz, chyba będę musiał wracać do domu. - powiedział, a ja nadal nie przestawałam się śmiać. Może zachowywałam się jak niewinna dziewczynka, histerycznie się śmiejąc, mimo, że nią nie byłam, ale zachowanie tego chłopaka było naprawdę dziecinne. Musiałam tylko udawać, że mój śmiech nie jest szyderczy, bo moje intencje to było nabijanie się z niego.
- Ja też już pójdę. - powiedziałam przez śmiech odwracając się w stronę domu.
- Do zobaczenia kiedyś tam. - krzyknął za mną. Nie odpowiedziałam mu.
Weszłam do domu, zamykając dokładnie drzwi. To co stało się chwilę temu było dziwne i zarazem krępujące. Wyszłam przy nim na niezdarę. Ale on wcale nie był lepszy. To on przyznał się, że mnie lubi. Bo mnie lubi, tak? W ten sposób zrozumiałam "I weź tu spróbuj wyciągnąć dziewczynę na spacer...". Jeśli ten chłopak naprawdę mnie polubił, to to zadanie pójdzie szybciej niż mi się wydawało. Teraz wystarczy zbliżyć się do niego odrobinę bardziej i chłopak w całości będzie mój. Wtedy właśnie będę mogła oddać go w ręce mojego taty. I bardzo dobrze, bo nadal bardzo nie lubię tego chłopaka. Jest zbyt zarozumiały i pewny siebie. Jak widać, sława uderzyła mu do głowy, bo myśli, że może mieć każdą dziewczynę. W moim przypadku to mu się nie uda. Justin będzie myślał, że jestem "jego", ale w rzeczywistości to on będzie mój, jakkolwiek dziwnie to brzmi.

Justin's POV.

Nudziło mi się w domu, więc poszedłem spotkać się z Ryan'em i Chazem. Umówiliśmy się w domu Butlera, gdzie graliśmy na konsoli. Nasze ulubione zajęcie od wielu lat, zaraz po flirtowaniu z dziewczynami. W między czasie rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się, jak to mieliśmy w zwyczaju. Po kilku godzinach zadzwonił mój telefon. Zerknąłem na ekran i widząc, że dzwoni mama, odebrałem.
- Halo? - zapytałem wychodząc z pokoju Ryana, tak by chłopaki nie słyszeli mojej rozmowy.
- Justin, - usłyszałem głos Pattie w słuchawce. - Jaxon chciałby wyjść na plac pobawić się z dziećmi, ale tata jest w pracy, ja jestem zajęta, więc mógłbyś Ty z nim pójść? - westchnąłem szukając odpowiedniej wymówki. To nie tak, że nie lubię spędzać czasu z moim rodzeństwem. Wręcz przeciwnie, z tym, że chciałem posiedzieć z kumplami i porozmawiać.
- Mamoo. - jęknąłem. - Niech Jazzy z nim pójdzie.
- Jazmyn jest za mała, żeby sama chodzić z Jaxonem po mieście. Nie jest na tyle duża. - mruknąłem pod nosem czując się coraz bardziej poirytowany. Wróciłem z trasy koncertowej w celu odpoczęcia i spędzenia czasu ze znajomymi, a jedyne co według mojej mamy powinienem robić, to zajmowanie się młodszym rodzeństwem, kiedy ona nie ma na to czasu.
- A co z Jaymiem? On i tak niewiele wychodzi z domu. Niech on z nim pójdzie,
- Justin. - usłyszałem westchnięcie Pattie. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że Jay nie wyjdzie z domu. Nie lubił tego robić, bo ludzie zawsze rozpoznawali w nim mnie, a on jak głupi musiał kłamać. To jest ta zła strona bycia bratem bliźniakiem Justina Biebera. Ludzie nie wiedzą, kim naprawdę jesteś i myśląc, że jesteś sławny podchodzą do ciebie i proszą o autografy. Jaymie ma o to do mnie żal, bo kazałem mu się ukrywać. Po prostu nie chcę, żeby świat dowiedział się o moim klonie. To skomplikowałoby wiele spraw, a tak jak jest teraz jest dobrze.
- Dobra, za pół godziny będę w domu. - warknąłem i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się.
Wróciłem do pokoju, gdzie siedzieli moi przyjaciele.
- Co jest Bieber? - zapytał Chaz widząc moją niezadowoloną minę.
- Musze wracać do domu. - powiedziałem sucho.
- Czemu?
- Jaxon'owi nudzi się w domu i postanowił zażyczyć sobie wyjścia na plac zabaw.
- Będziesz robił za niańkę? - zaszydził Ryan.
- Zamknij się, Butler. Przypomnij sobie, jak na urodziny kuzynki musiałeś założyć różową spódniczkę. - zacząłem się śmiać. Dobrze wiedziałem, że Ry nie lubi wracać do tej sytuacji, bo najprościej w świecie czuje się zażenowany. Zawsze wykorzystywałem ten fakt przeciwko niemu i będę go jeszcze używał przez wiele, wiele lat.
- Tak, czy owak, ja spadam. Siema chłopaki. - machnąłem im ręką i skierowałem się do drzwi wyjściowych. Już po chwili byłem na ulicy, gdzie znajdował się mój dom. Szedłem spokojnie obserwując okolicę, kiedy zauważyłem brunetkę stojącą przy bramie. Przyjrzałem się jej bliżej i rozpoznałem w niej dziewczynę, która ostatnio podeszła do mnie w kawiarni prosząc o zdjęcie. Usiłowała wyrzucić śmieci do kosza, ale jej się nie udawało. Stanąłem w znacznej odległości od niej, tak by mnie nie zauważyła i zacząłem jej się przyglądać. Początkowo nie mogła podnieść pokrywy od śmietnika. Zaśmiałem się cicho pod nosem. Kiedy już jej się udało, worek ze śmieciami wypadł jej na ziemię. Cała jego zawartość wysypała się na ziemię. Mina, jaką zrobiła brunetka w tamtym momencie była nie do opisania. Wpadłem na pomysł, by skorzystać z okazji i zaprosić ją na spacer. Mogłaby towarzyszyć mi i Jaxon'owi na placu zabaw. Byłaby to świetna okazja do poznania jej bliżej, bo nie powiem, dziewczyna wpadła mi w oko. Jest piękna. Długie kruczoczarne włosy, gęsta grzywka opadająca na czoło, małe, błękitne oczy, różowe, pełne usta i zgrabny nos. Dodatkowo miała świetną figurę, której z pewnością inne dziewczyny mogły jej zazdrościć. Problem w tym, że brunetka ma chłopaka. Wiedziałem jednak, że przy odrobinie szczęścia uda mi się ją rozkochać w sobie i odbić tamtemu przygłupowi. Widzieliście, jak on wygląda? Jakby dopiero co wyszedł z więzienia i miał na koncie masę morderstw. Do tego mam wrażenie, że nie traktuje swojej dziewczyny odpowiednio.
Podszedłem bliżej brunetki opierając się o bramę.
- Kogo my tu mamy? - zapytałem stojąc z założonymi rękoma. Dziewczyna podniosła wzrok cudem unikając zderzenia ze śmietnikiem. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem przez jej niezdarność. - Pomóc Ci? - zapytałem mając nadzieję, że się zgodzi i uda mi się wyciągnąć ją na spacer.
- Um, nie dziękuję. Poradzę sobie. - odpowiedziała nieśmiało, wstając z ziemi.
- Czyżby na pewno? - dopytywałem z rozbawieniem. - Wyglądasz, jakbyś miała z tym problem.
- Napewno. Widzisz? - wskazała ręką na sprzątnięty już bałagan. - Dałam radę.
- Nie wiedziałem, że mieszkasz tak blisko mnie. - zmieniłem temat chcąc podtrzymać rozmowę.
- Może dlatego, że wraz z rodziną wprowadziliśmy się tutaj niedawno. - odpowiedziała po chwili wahania nie patrząc na mnie. Wyglądała, jakby nie czuła się komfortowo.
- Czyli zgaduję, że nie znasz jeszcze dobrze okolicy? - posłałem jej mój uśmiech zaraz-będziesz-moja.
- Zdążyłam się już zorientować, co gdzie jest, ale dziękuję za propozycję. - sztuczny uśmiech, jaki miała na twarzy rozpoznałem od razu. Wow, ta dziewczyna chyba za mną nie przepada, bo każda inna panna na mój widok mdlałaby i piszczała. Podirytowany jej zachowaniem odwróciłem od niej wzrok i mruknąłem sam do siebie myśląc, że nie słyszy:
- I weź tu spróbuj wyciągnąć dziewczynę na spacer, jak ta ciągle znajduje jakieś głupie wymówki. - brunetka spojrzała na mnie zdziwiona. Początkowo nie wiedziałem o co jej chodzi, ale po chwili zorientowałem się, że musiała usłyszeć, co powiedziałem. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Wiesz, chyba będę musiał wracać do domu. - powiedziałem czując się głupio.
- Ja też już pójdę. - powiedziała nadal się śmiejąc i odwróciła się w stronę domu.
- Do zobaczenia kiedyś tam. - krzyknąłem za nią, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
Następnym razem Ci się uda, Bieber. Popracujesz nad nią i będzie Twoja. - powiedział głos w mojej głowie dodając mi nadziei. Prędzej, czy później zdobędę ją. Jestem tego pewien.


Mamy czwarty rozdział. Przepraszam, że musieliśmy tak długo czekać.
Muszę się Wam przyznać do tego, że straciłam pomysł i chęć na pisanie tego bloga. Może to dlatego, że jest tak mało wejść i komentarzy? Nie wiem. Ale jeśli w najbliższym czasie statystyki się nie polepszą, będę musiała usunąć Game Three Hearts. Przykro mi...