środa, 3 lipca 2013

Rozdział Trzeci.

Siedziałam na kanapie w salonie oglądając telewizję i jedząc chipsy. Od kilku godzin usiłowałam znaleźć coś dobrego i godnego mojej uwagi, jednak jak się okazuje, telewizja w sobotnie popołudnia nie ma do zaoferowania niczego ciekawego. Jest weekend, czyli idealna pora na zabawę z przyjaciółmi. Miałam ogromną ochotę pójść do jakiegoś klubu i bawić się, jakby miało nie być jutra. Tak chciałam ja, ale niestety mój ojciec miał inne plany. Wraz ze swoimi pracownikami poleciał do Nowego Jorku, by pozałatwiać kilka "interesów". Nie obchodziło mnie, co mieli tam robić. Cieszyłam się, że w końcu po raz pierwszy od bardzo długiego czasu zostawił mnie samą w domu, ale pod ostrzeżeniem, żebym nie wychodziła sama na zewnątrz. Twierdzi, że wszędzie czyhają na mnie niebezpieczeństwa i bardzo dużo ludzi mogłoby mnie skrzywdzić, chcąc zemścić się w ten sposób na moim ojcu. Czyli Andrew miał na myśli, że przez najbliższy tydzień, bo tyle ich nie będzie, nie mogę opuszczać naszego domu? Niedoczekanie.
Pośpiesznie wstałam z kanapy upuszczając przy tym na ziemie pilota i miskę z chipsami na ziemię i pobiegłam na piętro, do swojego pokoju. Nie miałam czasu na sprzątanie, musiałam się w końcu rozerwać. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 18.23. To odpowiednia pora, by wyjść na miasto i znaleźć towarzyszów do zabawy. Potrzebowałam znajomych, bo pracownicy mojego ojca nie nadawali się na przyjaciółki, z którymi można plotkować, rozmawiać i śmiać się i płakać do woli. Nawet nie wiem, czy oni mają jakiekolwiek uczucia oprócz mściwości i nienawiści. Nadawali się jedynie do wykonywania poleceń ojca i chronienia mnie, co swoją drogą robili bardzo sumiennie. Aż zbyt sumiennie. 
Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznica, a włosy umyłam ulubionym jabłkowym szamponem. Zakręciłam wodę, ciało owinęłam miękkim beżowym ręcznikiem i wyszłam z kabiny. Stanęłam na środku łazienki szukając odpowiednich kosmetyków. Po chwili namysłu wybrałam eyeliner, podkład, róż do policzków i maskarę. Po wykonaniu makijażu pomalowałam paznokcie na beżowy - mój ulubiony kolor. Następnym krokiem było wysuszenie i ułożenie włosów. Związałam je w wysokiego koka na czubku głowy, zostawiając grzywkę i pojedyncze kosmyki opadające mi wzdłuż skroni. Zdjęłam ręcznik, wycierając dokładnie ciało, które nabalsamowałam czekoladowym balsamem. Założyłam czystą, czarną bieliznę i opuściłam łazienkę. Udałam się do garderoby w celu znalezienia odpowiedniego stroju. Po kilku minutach dogłębnego przeszukania szaf wyszukałam odpowiedni zestaw ubrań. Założyłam czarno-beżową sukienkę, z kołnieżykiem i delikatnymi wzorkami z konie, czarne czółenka na kilkunastocentymetrowym obcasie. Na uszy nałożyłam złote kolczyki, a na szyje naszyjnik do kompletu. Nadgarstek zdobiła złota bransoletka z krzyżem. Do zestawu dobrałam czarną torebkę ozdabianą złotymi ćwiekami. Gotowa przejrzałam się w lustrze i pewna, że wszystko do siebie pasuje opuściłam pokój. Powolnym krokiem zeszłam po schodach na dół upewniając się, że pokoje są odpowiednio zabezpieczone. Na parterze pozamykałam wszystkie okna i drzwi, włączyłam alarmy, które tydzień zamontował John po czym wyszłam z domu. Nie wiedząc dokąd iść obróciłam się kilkakrotnie wokół własnej osi. Przypomniałam sobie, kiedy na moim ostatnim spacerze z Ethan'em mijaliśmy klub. Znajdował się on na obrzeżach miasta, tak jak mój dom, tylko że po tej drugiej stronie Stratford. Ruszyłam w jego kierunku. Po drodze mijałam wielu ludzi, którzy tak jak ja zmierzali w tym samym kierunku. Na zewnątrz zaczynało już się ściemniać, gdyż dochodziła godzina 21. Przyjrzałam się dziewczyną, które szły do tego klubu. Większość z nich ubrana w skąpe stroje, które prawie wcale nie zakrywały ich ciała. Tylko nieliczne miały przyzwoite ubranie na sobie. Ja zaliczałam się do tej mniejszej grupy.
Na miejsce doszłam po dziesięciu minutach. Pod budynkiem dostrzegłam dużo samochodów i tłum ludzi, a z wnętrza wydobywała się głośna, klubowa muzyka. Zawahałam się, czy nie lepiej byłoby wrócić do domu, ale szybko rozwiałam wątpliwości. Stanęłam w kolejce i czekałam, aż będę mogła wejść do środka. Ten proces odbył się bez żadnych problemów, mimo, że nie jestem jeszcze pełnoletnia. 

- Cześć! - lekko pijana blondynka krzyknęła mi do ucha machając mi przed nosem ręką, kiedy siedziałam przy parze pijąc drinka. - Jesteś tu nowa? 
- Tak, mieszkam tutaj od niedawna. - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Tak myślałam, bo nigdy wcześniej Cię tu nie widziałam. Mam na imię Janette, ale mów mi Jenn. - wyciągnęła rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją.
- Alison Abigale. - możesz mi mówić Ali lub Abi, jak Ci wygodniej. - dziewczyna zaczęła się głupkowato śmiać, co również mnie rozbawiło.
- Chodźmy się bawić! - Jenn nie musiała mnie długo namawiać, bo już po chwili śmiałyśmy się i tańczyłyśmy na środku parkietu przyciągając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych. Starałam się zachowywać przyzwoicie i nie szaleć za bardzo, żeby Jenn nie pomyślała, że jestem dzikuską, która dopiero co uwolniła się z domu. Ale zaraz... Ja jestem dzikuską, która uwolniła się z domu.
Po pięciu piosenkach bolały mnie już nogi, więc postanowiłam usiąść. Nie mówiąc nic koleżance podeszłam do baru i zamówiłam kolejnego drinka. Sączyłam napój z uwagą przyglądając się tańczącym. Było tutaj z trzysta osób. Próbowałam znaleźć w tłumie Janette, ale nigdzie jej nie widziałam. Pewnie wróciła do swoich znajomych, pomyślałam.
- Bo! - ktoś krzyknął strasząc mnie, przez co wylałam całego drinka na tę osobę. Już chciałam przepraszać, kiedy zauważyłam kto to zrobił. Justin Bieber.
- Patrz, co zrobiłeś idioto! - krzyknęłam.
- Nic nie szkodzi. Twoja mina wynagrodziła wszystko. Co Ty tutaj robisz?
- Czytam książkę. - powiedziałam z sarkazmem, chcąc spławić chłopaka. Justin nic nie odpowiedział. Zauważyłam, że myślał nad czymś. Chyba byłam dla niego zbyt niemiła. W ten sposób nie poderwiesz chłopaka i nie wykonasz zadania ojca - głos w mojej głowie zadziałał na mnie, jak kubeł zimnej wody. Muszę być dla niego uprzejma i zacząć flirtować, bo w innym przypadku to skończy się źle dla nas obojga.
- Chcesz zatańczyć? - zapytałam Justina, na co ten zrobił zszokowaną minę. Zaskoczyłam nie tylko jego, ale również siebie. Przewróciłam oczami. - No prooszę! - przeciągnęłam "o" chcąc go bardziej zachęcić. Szczerze mówiąc nie miałam ochoty na taniec z Justinem, ale nie miałam wyboru.
Nim się obejrzałam byliśmy na parkiecie poruszając się w rytm muzyki. Starałam się zachować dystans między nami z racji tego, że mam chłopaka. Nie chciałam, by Ethan pomyślał, że go zdradzam czy coś. W pewnym momencie muzyka klubowa zmieniła się na wolną. Jęknęłam pod nosem, wiedząc że muszę wykonać z Justinem ten cholerny taniec. Akurat tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Objęłam Justina za szyję, a on swoje ręce owinął wokół mojej talii. Przez okrągłe trzy minuty Bieber świdrował mnie wzrokiem, kiedy ja robiłam wszystko, by uniknąć z nim kontaktu wzrokowego. 
Po skończonej piosence pośpiesznie oderwałam się od chłopaka i wróciłam do baru. Tam spotkałam Jenn. O Boże, Jenn! Kompletnie o niej zapomniałam!
- No ładnie, ładnie. - powiedziała z wyczuwalną ironią w głosie. Chyba się obraziła. Ups.
- Co się dzieje? - zapytałam.
- Ja tutaj chodzę po całym klubie, szukam Ciebie, bo nie wiem, gdzie się podziałaś, a z racji tego, że jesteś tutaj nowa, mogłaś się zgubić, a jak się okazuje Ty tańczyłaś sobie w najlepsze z Justinem Bieber'em!
- Oh, przepraszam. - mruknęłam cicho, zawstydzona. Nie chciałam, żeby miała o mnie złe zdanie, mimo że jestem złą osobą. Ale przecież nie powiem jej No wiesz, bo to wszystko dlatego, że mój tata jest psychiczny i postanowił sobie że zabije Justina, a mi zlecił zbliżenie się do niego i zwabienie go do naszego domu. 
- Wybaczam. - powiedziała twardo odstawiając kieliszek po drinku na ladę, po czym zmieniła swój surowy wyraz twarzy na pogodny i roześmiany. - Chodźmy tańczyć!
- Janette, nogi mnie już bolą, proszę, chcę odpocząć. - dziewczyna westchnęła i wróciła na swoje miejsce, czyli naprzeciwko mnie.
- Jestem zmęczona. - mruknęła trzymając głowę podpartą na łokciu, którego opierała na kolanach. 
- I kto to mówi? - zaśmiałam się.
- Wracam do domu. Idziesz też, czy zostajesz?
- Pójdę razem z Tobą. - uśmiechnęłam się, po czym razem opuściłyśmy klub. Zimne powietrze uderzyło w moje ciało, a ja od razu pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą żadnej kurtki.
- W której dzielnicy mieszkasz? - zapytała Jenn.
- Nie wiem, wiem, że są tam bogate domy i...
- Tam, gdzie Justin Bieber? - przerwała mi.
- Um, tak. Tam.
- Ja mieszkam dwie przecznice dalej, więc mogę Cię odprowadzić kawałek. - dziewczyna zaoferowała, na co odetchnęłam z ulgą. Nie wiem, czy spowodował to alkohol, czy późna pora, ale bałam się wracać sama. Janette mieszka w Stratford dłużej niż ja, więc lepiej ode mnie zna okolice i mieszkańców. Z pewnością ma dużo znajomych. A właśnie. Przecież Jenn przyszła na imprezę sama. Tak sądzę, bo nie widziałam, żeby rozmawiała z kimś innym prócz mnie.
- Twoi znajomi też byli dziś w klubie? - zapytałam.
- Nie mam znajomych. - blondynka odpowiedziała to w taki sposób, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Oh, to tak jak ja. - mruknęłam cicho, co ona niestety usłyszała. Spojrzała na mnie chcąc coś powiedzieć, ale ja jej przerwałam. - Ale dlaczego Ty nie masz znajomych?
- Mój charakter mówi sam za siebie. Nikt nie wytrzyma ze mną dłużej niż miesiąc. Nie jeden próbował. - nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że ta pozytywna dziewczyna, którą dzisiaj poznałam, nie ma znajomych. Może nie znam jej zbyt długo, ale jest moją pierwszą koleżanką od kilku lat.
- Już prawie jesteśmy na miejscu, mieszkam dwa domy dalej. - powiedziałam, kiedy za zakrętem dostrzegłam moją posiadłość.
- To ja w takim razie wracam do siebie. Cześć Abigale. - powiedziała, po czym zostawiając mnie samą poszła w przeciwnym kierunku. Ruszyłam w stronę domu chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.
Kiedy siedziałam w swoim pokoju analizując dzisiejszy dzień zorientowałam się, że nie wymieniłam się numerami telefonów z Jenn. Zła sama na siebie położyłam się do łóżka. Chciałam jak najszybciej zasnąć, bo dziwnie czułam się będąc sama w tym wielkim domu w nocy. Niestety nie było mi to dane, bo dopadły mnie myśli o Justinie. Nie chciałam z nim tańczyć, ale takie było moje zadanie. Bałam się tylko, że w jakiś sposób dowie się o tym Ethan i będę miała problem. Kim jest Justin Bieber? Irytującą, rozpieszczoną i nic nie wartą gwiazdką, która myśli, ze może mieć każdą dziewczynę. Nie lubię go. Bardzo go nie lubię. I tak zostanie do czasu, aż mój tata będzie mógł go w spokoju zabić.


Cześć :) Rozdział trochę krótki, następny będzie trochę dłuższy. Jak Wam się podoba? Proszę o komentarze, są bardzo ważne dla mnie. Do następnego ♥
Demetria.