Alison's POV
Nasz nowy dom, do którego się wprowadziliśmy nie przypadł mi do gustu. Może to dlatego, że wolałabym nadal mieszkać w Wielkiej Brytanii, a może z powodu stylu, w jakim go urządzono. Nigdy nie podobały mi się apartamenty w stylu zamków księżniczek. Żyjemy w XXI wieku, gdzie elektronika jest rozwinięta we wszystkich możliwych kierunkach. Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie wykorzystują tego faktu przy projektowaniu domów. Mogliby stworzyć piękne, nowoczesne i wygodne apartamenty, ale oni wolą staroświeckie domy, jak te w filmach z czasów wojennych. Ani nie jestem księżniczką, żeby mieszkać w zamku, ani ropuchą, bym mieszkała na bagnie.
Jedyne miejsce, które mi odpowiadało to przestronny balkon w moim pokoju. Znajdowała się na nim bujana ławka i niewielki stolik. Podłoga pokryta była brązowymi, dużymi kafelkami o wysokim połysku, a ściany beżowe, tak jak kolor całego domu. To miejsce wydawało być się jedynym, gdzie będę mogła się wyciszyć i odpocząć od mojego ojca.
Po tym, jak rozpakowałam wszystkie swoje ubrania do niewielkiej garderoby, a pokój wystroiłam w odpowiadający mi sposób, przebrałam się w wybrany przeze mnie zestaw. Składały się na niego szorty Quiksilver, biały top NEW LOOK, biało-szare trampki Vans oraz kurtka Adidas. Oczy pomalowałam maskarą, na lewy nadgarstek założyłam zegarek Adidasa, a włosy związałam w wysoką kitkę. Planowałam wyjść na spacer w celu bliższego poznania okolicy.
Zmierzałam w kierunku drzwi wyjściowych, kiedy do moich uszu dobiegło wołanie ojca. Słysząc swoje imię westchnęłam głośno. Po raz kolejny nie mogę nigdzie sama wyjść. Weszłam do salonu, skąd dobiagało wołanie. Spotkałam tam tatę, który siedział na kanapie i z uwagą mi się przyglądał.
- Usiądź, musimy porozmawiać. - powiedział poważnie.
- Co znowu zrobiłam nie tak? Chciałam jedynie wyjść na spacer.
- Nie o to mi chodzi. Mam dla Ciebie zadanie, Alison.
- Jakie zadanie? - zapytałam zaciekawiona.
- Związane z moją pracą. - po tych słowach mój entuzjazm znikł. Nigdy nie interesowałam się tym co robi mój ojciec. Brzydziłam się jego pracy. To co robił było straszne. Pozbawione jakich kolwiek uczuć, skrupułów. To było okropne. - Musisz mi pomóc zemścić się na dawnym znajomym.
- W jaki sposób ja będę Ci do tego potrzebna? - prychnęłam. Nie miałam ochoty na rozmowę z ojcem, bo wiedziałam, do czego zmierzał. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze.
- Będziesz musiała zwabić jego syna tak, abym mógł go zabić na oczach jego własnego ojca. Rozkochasz go w sobie, a kiedy chłopak nie będzie widział poza Tobą świata, dasz mi znać, a ja zajmę się resztą. Zabijemy go, niszcząc przy okazji Jeremiego.
- Zaraz, zaraz. Czy to nie ten facet, którego widzieliśmy, jadąc do tego domu? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak to właśnie ten. - Andrew uśmiechnął się. - Chłopak, z którym rozmawiał jest jego synem. To jego zabijemy.
- Nie zgadzam się! - krzyknęłam. - Nie pomogę Ci w Twoich zasranych interesach! Całe życie trzymałeś mnie z dala od świata, w którym żyjesz, a teraz tak nagle chcesz, żebym zabiła dla Ciebie człowieka?
- Nie Ty go zabijesz, tylko ja Alison. Twoim zadaniem jest tylko przyprowadzić go do mnie. - ojciec ani na chwilę nie przestawał się uśmiechać. To świadczyło jedynie o tym, że nie zrezygnuje z tego planu.
- Tato, ja tego nie zrobię. Zatrudnij do tego jakąś dziewczynę, bo ja Ci nie pomogę.
- Po co mam narażać nas na niebezpieczeństwo? Nie chcę, żeby obca baba kręciła się w moich sprawach. Tobie ufam, więc to Ty się tym zajmiesz.
- Powiem to jeszcze raz. Nie. Pomogę. Ci. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Coraz bardziej się denerwowałam.
- Zrobisz to Abigail.
- Nie mów do mnie drugim imieniem do cholery! - krzyknęłam kipiąc już ze złości. - Nie zgadzam się!
- Nie obchodzi mnie Twoje zdanie, rozumiesz? Masz mi pomóc. - ryknął, na co się wzdrygnęłam. Mimo wszystko nie bałam się ojca. Wiedziałam, że nie skrzywdzi mnie, więc wykorzystałam ten fakt.
- Nie pomogę Ci tatku. Sam sobie radź. - odpowiedziałam z szyderczym uśmiechem, poklepałam go po plecach po czym skierowałam się w stronę drzwi frontowych. Chciałam wyjść w końcu na upragniony spacer.
- Twoja matka nie byłaby zadowolona z tego, że nie chcesz mi pomóc. Ona zawsze chciała dla Ciebie jak najlepiej, a zabicie tego chłopaka uratuje nas przez wieloma nagrożeniami, Alison. Pomyśl o swojej mamie, która jest tam na górze i patrzy na Ciebie. Czeka na Twoją zgodę. - ojciec trafił w mój czuły punkt. Wiedział, że mówiąc o mamie zmiękczy mnie i w ostateczności zgodzę się na jego pomysł. Nie chciałam zawieść mamy, za którą cholernie tęskniłam.
Odwróciłam się w stronę salonu, gdzie nadal stał mój tata. Na wspomnienie o mojej mamie rozpłakałam się. Ze łzami w oczach podeszłam do taty i przytuliłam go.
- Zgadzam się. - wyszeptałam.
Nie byłam pewna, czy dobrze robię zgadzając się pomóc ojcu. Wiedziałam, że z tej misji wynikną same kłopoty, ale nie robiłam tego dla mnie. Robiłam to dla moich rodziców. Nie chciałam ich zawieść.
Po dwóch godzinach poświęconych na omawianiu planu postanowiłam udać się na upragniony spacer. Musiałam odetchnąć i przeanalizować wszystkie szczegóły. Oczywiście nie mogłam wyjść sama, dlatego towarzyszył mi mój chłopak. Cieszyłam się jego obecnością, ponieważ lubiłam spędzać z nim czas.
Spacerując po parku cały czas rozmawialiśmy. Nie obraliśmy konkretnego tematu. Mówiliśmy o wszystkim i o niczym.
- Chodźmy na lody. - zaproponowałam.
- Jest godzina 22. Za późno na lody. - Ethan się zaśmiał.
- Ja chcę na lody! - powiedziałam twardo.
- Ale nie pójdziemy.
- Pójdziemy.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie kochasz mnie. - moje słowa zabrzmiały bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Kocham Cię, wiesz o tym.
- Więc chodźmy na lody. - zdawałam sobie sprawę z mojego dziecinnego zachowania, ale taka była moja natura. Jeśli czegoś chciałam, musiałam to dostać. Za wszelką cenę.
- Nie odpuścisz, prawda? - chłopak pocałował mnie delikatnie w usta, po czym pociągnął w przeciwną stronę. - Idziemy na gorącą czekoladę.
Nie odpowiedziałam. Nie byłam do końca zadowolona z jego pomysłu. Chciałam lody, ale nie chciałam niepotrzebnych kłótni.
Weszliśmy do pobliskiej kawiarni. Zauważając, że było po godzinie 22. w środku było bardzo wiele klientów. Większość siedziała przy stolikach śmiejąc się i rozmawiając, część grała w pokera, ustawionego w rogu sali, a jeszcze inni oglądali mecz transmitowany w telewizji. Mieszanka hazardzistów, kibiców i zwykłych niczym nie wyróżniających się mieszkańców.
Siedziałam przy stoliku popijając gorącą czekoladę i rozmawiając z Ethanem. Chłopak dawał mi drobne rady, które mogłabym wykorzystać, by zwabić Justina w ręce mojego ojca. Nadal nie oswoiłam się z myślą, że będę musiała wziąć udział w jego zabójstwie. Nie byłam gotowa na zostanie kryminalistką. Wystarczało mi, że mój ojciec i chłopak nimi są.
Drzwi od kawiarni się otworzyły, a do środka wszedł chłopak. Miał na sobie ciemne jeansy nisko opuszczone w kroku, granatową bluzę z kapturem i czapkę na głowie. Na jego nosie dostrzegłam okulary przeciwsłoneczne. Zaśmiałam się na ten widok. No bo kto normalny chodzi w nich, kiedy na dworze jest totalnie ciemno? Pojawienie się chłopaka wywołało w lokalu zamieszanie. Ludzie odrywali się od wykonywanych przez siebie czynności i przyglądali się przybyszowi. Niektóre z dziewczyn podbiegły do niego z piskiem prosząc o zdjęcie lub autograf. Spojrzałam zdziwiona na Ethana. On tylko wzruszył ramionami i kontynuował picie czekolady.
- Justin Bieber tutaj jest! - wzdrygnęłam się. Albo się przesłyszałam, albo któraś z tych rozhisteryzowanych nastolatek wypowiedziała imię i nazwisko mojej ofiary. Ponownie rozejrzałam się po lokalu. Mój wzrok padł na przybysza, który właśnie robił sobie zdjęcie z niską blondynką. Dopiero wtedy zorientowałam się, że ten chłopak to Justin Bieber. To ten, którego widziałam jadąc samochodem do nowego domu i ten którego mój ojciec ma zamiar zabić. Nie rozumiałam tylko, dlaczego pojawienie się jego osoby w kawiarni wywołało takie poruszenie.
- Ethan, kim on jest? - szepnęłam do mojego chłopaka wyrywając go tym samym z zamyśleń.
- Kto?
- No Justin Bieber. - przewróciłam oczami.
- Twoją ofiarą. - Ethan zadrwił ze mnie. Nie lubiłam takiego zachowania, wyprowadzało mnie ono z równowagi.
- Tak, wiem. Ale wyjaśnij mi dlaczego te dziewczyny tak na niego reagują? - podwyższyłam ton mojego głosu.
- Cholera, Abigale, przecież on jest piosenkarzem! Jak możesz nie wiedzieć?
- Skąd ja mam go znać. Jaką muzykę tworzy? - prychnęłam zirytowana.
- Napewno nie taką, jakiej słuchasz ty.
- To wyjaśnia dlaczego nie skojarzyłam jego nazwiska.
- Nieważne. - mruknął. - Idź, zagadaj do niego. Poproś o autograf lub zdjęcie.
- Nie podejdę do niego. - założyłam ręce na piersi. To, że Ethan jest moim chłopakiem nie znaczy, że będzie mi mówił co mam robić. Niedoczekanie.
- Masz inny sposób, żeby się do niego zbliżyć? - chłopak krzyknął, na co się wzdrygnęłam. Wszystkie oczy w tym momencie spoczywały na nas. Jęknęłam w irytacji, po czym wstałam od stolika kierując się w stronę Justina.
- Um, przepraszam. - powiedziałam przepychając się przez "tłum". - Cześć. Mogłabym prosić o zdjęcie? - na mojej twarzy pojawił się sztuczny, wymuszony uśmiech. Nie miałam najmniejszej ochoty tego robić, ale nie miałam wyboru. Musiałam wykonać to zadanie. Nie chciałam zawieść ojca.
Chłopak popatrzył na mnie z bezczelnym uśmieszkiem, po czym odpowiedział:
- Pewnie, nawet kilka zdjęć. - poruszył śmiesznie brwiami. Miałam ochotę powiedzieć mu, żeby uważał na to co robi, bo może mu się stać krzywda, ale nie chciałam komplikować sobie zadania na samym początku.
- Jedno wystarczy. - odpowiedziałam wymuszając się na niewinny uśmiech. Podałam jednej z dziewczyn mojego IPhona z prośbą o wykonanie zdjęcie, a sama podeszłam do Justina. Poczułam jego rękę obejmującą mnie w pasie.
- Nie bądź taka spięta. - szepnął mi na ucho.
- Nie mam takiego zamiaru. - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się w stronę aparatu. Dziewczyna wykonała nam zdjęcie i oddała mi aparat. Po podziękowaniu jej i Bieberowi wróciłam do stolika, gdzie siedział Ethan, który z rozbawieniem przyglądał się całej sytuacji.
- Co Cię tak bawi idioto? - splunęłam.
- Nie mów tak do mnie, to raz. A dwa, zauważyłem, że wpadłaś mu w oko. Dwa tygodnie i chłopak będzie Twój.
- Nie chcę, żeby był mój. Ja mam tylko wykonać swoją robotę, a nie rozkochiwać go w sobie. Nie potrzebna mi jakaś przylepa.
- Już nie marudź tyle i chodź. Wracamy do domu. - Ethan złapał moją dłoń, po czym wspólnie wyszliśmy z kawiarni. Kątem oka zauważyłam, jak Justin puszcza mi oczko. Kretyn.
Justin's POV
Nudziłem się w domu, więc postanowiłem wyjść na miasto z kumplami. Zadzwoniłem do
Ryana i Chaza, by umówić się na spotkanie. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy, więc dzisiejszy dzień to świetna okazja na nadrobienie zaległości.
- O 22.30 w tej kawiarni na rogu. - powiedziałem do przyjaciela.
- Jasne, będziemy. - odpowiedział Chaz.
- Tylko się nie spóźnijcie.
- Spokojnie, Bieber. Ja zdążę się wyrobić, gorzej będzie z naszą księżniczką Ryanem. Zachowuje się gorzej niż panienka. Przed lustrem potrafi spędzać dwie godziny dziennie. - zaśmiałem się. Ciężko było mi sobie wyobrazić Butlera ubranego w schludne ubrania. To z niego zawsze był największy niechluj.
Siedziałem w salonie rozmawiając z Jaymiem, kiedy spostrzegłem, że dochodzi 22. Postanowiłem wrócić do pokoju, przebrać się w czyste ubrania i wyjść na spotkanie. Mimo, że miałem jeszcze pół godziny, wiedziałem, że zatrzymają mnie moje fanki proszące o zdjęcia i autografy. Nie potrafiłbym im odmówić, ale nie chciałem też żeby kumple czekali na mnie. To byłoby z mojej strony nie fair, zwłaszcza, że prosiłem, by się nie spóźnili.
Na ulicach Stratford było dziwnie spokojnie. Pamiętam, że jeszcze pół roku temu o tej porze można było spotkać nastolatków zmierzających do klubów, czy zwykłych zakochanych spacerujących po mieście.
Do kawiarni doszedłem znacznie szybciej niż przypuszczałem. Dostrzegłem, że w środku było wielu ludzi, co oznaczało, że tam pewnie zaatakują mnie prośbami o zdjęcia i autografy. Popchnąłem drzwi wchodząc do środka. Na nosie miałem czarne Ray Bany, które mimo to nie uchroniły mnie przed fankami. Momentalnie zostałem przez nie otoczony. Z przyjemnością rozdawałem autograły i pozowałem do zdjęć. Lubię to robić, ponieważ wiem, że w ten sposób uszczęśliwiam swoich fanów. Po pewnym czasie podeszła do mnie dziewczyna. Miała czarne włosy, prostą grzywkę opadającą jej na czoło i niechlujnego koczka na głowie. Była ubrana na sportowo, ale mimo to wyglądała perfekcyjnie. Zauważyłem, jak przepychała się przez tłum, by do mnie dotrzeć. Spodobało mi się jej zdecydowanie i to, że nie udawała słodkiej i głupiej, by zwrócić na siebie uwagę.
- Cześć. Mogłabym prosić o zdjęcie? - powiedziała w pośpiechu, jakby chciała już mieć to za sobą.
- Pewnie, nawet kilka zdjęć. - powiedziałem z głupim uśmiechem poruszając przy tym zabawnie brwiami. Nie rozbawiło jej to.
- Jedno wystarczy. - może być, pomyślałem. Postanowiłem się z nią trochę podroczyć, bo wyglądała mi na osobę, którą łatwo wyprowadzić z równowagi.
- Nie bądź taka spięta. - szepnąłem jej wprost do ucha. Przygotowałem się w między czasie na atak z jej strony, jednak spotkała mnie miła niespodzianka. Nie oberwałem od niej.
- Nie mam takiego zamiaru. - odpowiedziała mi po czym ignorując moją osobę odwróciła się w stronę aparatu. Również to zrobiłem. Uśmiechnąłem się, a kiedy zdjęcie zostało wykonane, dziewczyna podziękowała i skierowała się w stronę swojego stolika. Zauważyłem chłopaka siedzącego przy nim. Domyśliłem się, że to jej chłopak. Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy opuścili kawiarnię trzymając się za ręce. Na pożegnanie puściłem dziewczynie oczko i wróciłem do poprzedniego zajęcia.
Kiedy wszystkie fanki już poszły, mogłem nareszcie spokojnie usiąść przy stoliku. Zamówiłem sobie piwo i zerknąłem na zegarek, który wskazywał 22.57. Dwadzieścia dwie minuty spóźnienia, pomyślałem. Mogłem się tego spodziewać. Chłopaki nigdy nie przychodzą na czas, a ja zdążyłem się już do tego przyzwyczaić.
Po kilkunastu minutach czekania dostrzegłem Ryana i Chaza wchodzących do lokalu. Automatycznie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przywitaliśmy się po przyjacielsku i usiedliśmy do stolika.
- No to co u Was słychać chłopaki? - zapytałem.
- Ryan ma dziewczynę! - krzyknął Chaz, na co Butler zmroził go wzrokiem. Zacząłem się niepohamowanie śmiać, a co także poczułem spojrzenie przyjaciela na sobie. - Ma na imię Caroline.
- Oh, Ryan. Opowiedz mi o niej. Dobra jest w...
- Zamknij się! - chłopak przerwał mi. - Ona jest, um. Fajna.
- Tylko fajna? - zakpiłem udając zawiedzionego. - Chaz, co o niej sądzisz?
- Jest w porzadku, ale Ryan twierdzi, że jest aniołem w ludzkiej postaci. - na słowa Somersa wybuchłem jeszcze głośniejszym śmiechem. - Nie wiedziałem, że z Ry zrobił się taki romantyk.
- Żebyś widział, jak on się w stosunku do niej zachowuje. Jest na każde jej zawołanie, kupuje wszystko o co poprosi i na siłę wręcz wciska prezenty.
- Odwalcie się ode mnie. Przynajmniej mnie któraś chce, nie to co Was cioty. - powiedział zirytowany Ryan.
- Przyjacielu, mnie pragnie więcej dziewczyn niż liczba, do której potrafisz policzyć.
- Czyli dziesięć? - zaśmiał się Chaz.
- Koleś, po czyjej jesteś stronie? - krzyknąłem z udawanym oburzeniem.
- Przecież Ryan do więcej niż dziesięciu nie policzy.
- Nieważne. - mruknąłem chcąc uniknąć dziwnego tematu.
- A Ty, Justin, kiedy wracasz do koncertowania?
- Na chwilę obecną mam przerwę. Kilka miesięcy odpoczynku. Ale wiecie, jak jest. Pewnie wypadną jakieś wyjazdy, czy kilka spotkań z fanami. To jest mus.
Rozmawialiśmy tak co najmniej kilka godzin. Pracownicy lokalu nie jednokrotnie musieli nas uciszać. Opowiedziałem chłopakom o dziewczynie, którą dziś spotkałem. Miałem nadzieję, że znają ją i pomogą mi nawiązać z nią kontakt, ale niestety nie wiedzieli o kim mówię.
Do domu wróciłem o drugiej w nocy. Umówiłem się z chłopakami na następny dzień, na wypad do klubu. Takie wyjście dobrze mi zrobi. Pozwoli się rozerwać i może poznam kogoś ciekawego. Po cichu wszedłem do mojego pokoju, zdjąłem ubrania, zostawiając jedynie bokserki i położyłem się do łóżka. Zasnąłem po chwili.
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale był koniec roku i dużo ocen do poprawy. Mam nadzieję, że rozumiecie. Z racji tego, ze Swaggy zrezygnowała z pisania rozdziałów, wszystkie będę tworzyć Ja. Dziękuję Anonimkowi za pierwszy komentarz, który wiele dla mnie znaczy. Ten rozdział jest zadedykowany właśnie dla tej osoby ♥
Do następnego xx
Demetria.